Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna. Kamil Żmuda przyjął ofertę Hejnału Kęty, bo szukał dla siebie nowego wyzwania

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Kamil Żmuda, jako grający trener Niwy, ofiarnością na boisku dawał przykład swoim podopiecznym
Kamil Żmuda, jako grający trener Niwy, ofiarnością na boisku dawał przykład swoim podopiecznym Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z KAMILEM ŻMUDĄ, nowym trenerem Hejnału Kęty, beniaminka klasy okręgowej.

Zmiana szkoleniowca w Hejnale była dla wielu zaskoczeniem. Pana poprzednik, Łukasz Jagoda, zrobił przecież długo wyczekiwany w Kętach awans do klasy okręgowej.

Cóż, takie jest życie trenera, nawet w lokalnych rozgrywkach piłkarskich niczego nie można być pewnym. Korekta trenerska, mimo wywalczonego awansu, była decyzją działaczy. Wiem, co czuł mój poprzednik, bo sam w przeszłości byłem w podobnej sytuacji. Prowadząc Sołę Łęki w oświęcimskiej klasie A, na półmetku byliśmy liderem z kompletem punktów, a mimo to, łęccy działacze uznali, że konieczna jest zmiana. Mój następca, Dawid Chylaszek, zrobił wtedy awans.

Zatem w przygodzie trenerskiej nie było panu dane dotąd świętować awansu?
Jakoś tak się złożyło. Wróciłem do Łęk po półrocznej przerwie i przez kilka sezonów walczyliśmy w okręgówce. Potem przeniosłem się do Nowej Wsi, po spadku Niwy z czwartej ligi.

Jan wspomina pan okres pracy w Nowej Wsi?
Mimo, że nie udało się wrócić w szeregi czwartoligowców, był to dla mnie dotąd najbardziej owocny okres. Trener w swojej pracy potrzebuje znaleźć się w ekstremalnych sytuacjach, żeby szukać z nich wyjścia. Nie ukrywam, że właśnie jedną z takich ekstremalnych sytuacji była pierwsza runda po spadku z czwartej ligi. Wtedy kilku doświadczonych zawodników odeszło, więc szansę dostali młodzi chłopcy. W pierwszym roku swojej pracy zakończyliśmy sezon na 9. miejscu, kiedy po mistrzostwo sięgała Unia Oświęcim. Jednak z każdym następnym rokiem było lepiej. Drużyna miała swój styl. Plasowała się w ścisłej czołówce rozgrywek.

Niwa „pukała” do czwartej ligi, ale nigdy nie udało się do niej wrócić. Czego drużynie zabrakło?
Wydaje mi się, że zdrowia. W Nowej Wsi mieliśmy sporo utalentowanej młodzieży, która szybko odnajdowała się w seniorskim towarzystwie, że wymienię Pawła Zacnego, Pawła Brańkę, Łukasza Łęckiego, Sebastiana Luranca czy Piotra Klimczyńskiego. Większość z nich łapała kontuzje wymagające długiego leczenia i rehabilitacji. Po bardzo długiej przerwie nie wszyscy chcą ryzykować powrót na boisko. W konsekwencji mieliśmy szczupłą kadrę, więc jeśli trafiło nam się kilka kontuzji, pechowo uciekały nam punkty. W ostatnich latach okręgówka miała zdecydowanego faworyta, że wymienię Unię Oświęcim, Orła Ryczów, Jawiszowice czy Rajsko, które po jesieni „odjeżdżały” na tyle konkurencji, że trudno było wiosną podjąć rękawicę. Potrafiliśmy pokonać faworytów na własnym boisku, jak Unię czy Ryczów. Jednak budowanie zespołu dało sporo satysfakcji. Za mojej kadencji sprowadziliśmy do Niwy z niższej ligi Pawła Flisa. U nas zdobywał seniorskie szlify, a teraz jest jednym z wiodących skrzydłowych okręgówki. To są takie moje małe trenerskie sukcesy.

Wróćmy jednak do Hejnału. Co przemawiało za zmianą barw klubowych?
Nie ukrywam, że kęczanie już od dłuższego czasu chcieli mnie zatrudnić w Hejnale, ale miałem w Niwie fajną drużynę, a jej dodatkowym atutem była rodzinna atmosfera. Uznałem jednak, że przyszedł czas na nowe wyzwanie. Poza tym, w Kętach jest wielki głód sukcesu. Przecież Hejnał wrócił do klasy okręgowej po 11 latach. Działacze mają perspektywiczne plany, więc to zawsze daje trenerowi niesamowitą motywację do pracy. Widzę wielkie zaangażowanie zawodników w trening, więc wszystko powinno pójść w dobrą stronę. Podobnie jak to było kilka lat temu w Nowej Wsi, tak teraz w Hejnale nie można będzie oceniać zespołu po jednej rundzie.

Dla Hejnału sezon piłkarski się nie skończył. Czeka was finał Pucharu Polski w oświęcimskim podokręgu, to na początku lipca.

Dlatego w czerwcu przygotowania do rundy jesiennej idą pełną parą. Na treningach mam 24 zawodników. Wielu z nich nie grało jeszcze w klasie okręgowej, ale są też i tacy, którzy walczyło wyżej niż tylko okręgówka. Wydaje mi się, że uda nam się stworzyć ciekawą mieszankę. Pierwszy sparing przegraliśmy z Niwą 1:4. To dlatego, że chłopcy dopiero uczą się mojego pomysłu na grę.

Finał Pucharu Polski z pewnością jest motywacją dla zespołu do pracy w czerwcu, kiedy być może niektórzy myślą o wakacjach.

Ci, którzy mieli wcześniej zaplanowane wakacyjne wyjazdy, zgłosili mi to po przejęciu zespołu i nie będą mieli żadnych problemów z realizacją planów. Na pewno w lecie drużyna dostanie kilkanaście dni wolnego, żebyśmy się sobą wzajemnie nie zmęczyli. To wszystko będzie zależało naszej pucharowej przygody. Jeśli wygramy finał powiatowy, to wolnym losem awansujemy do finału regionalnego, w którym zmierzymy się z Victorią Jaworzno z okręgówki albo czwartoligowym Orłem Ryczów. Finał regionalny z pewnością zagramy na własnym boisku. Nie jesteśmy bez szans, aby awansować na szczebel wojewódzki. Po kilku miesiącach przerwy od treningu wynikającej z pandemii koronawirusa, każdy zespół powoli dochodzi do siebie, więc trudno wskazać zdecydowanego faworyta.

Miał pan może propozycje pracy z innych klubów?
Miałem ofertę z czwartoligowego Rajska, tym razem postawiłem na Hejnał. Wierzę, że dokonałem właściwego wyboru.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na oswiecim.naszemiasto.pl Nasze Miasto